taka szybka refleksja zanim pójdę spać. Mam alergię, co ostatnio bardzo modne- mieć alergię na psa, kota, chomika, ryż, masło, polityków, programy rozrywkowe w polskiej tv oraz miliony innych rzeczy. Otóż ja cierpię na uczulenie na zdrobnienia. Na studiach moim ulubionym słowem na gramatyce było deminiutyw, czyli zdrobnienie. Ulubionym słowem w sensie jego brzmienia, gdyż samych i zdrobnień po prostu nie trawię. Nie lubię bajeczek, laleczek, kropeczek i majteczek. I nawet jako mamę, a może zwłaszcza teraz denerwuje mnie ta tendencja do zdrabniania wszystkiego zwłaszcza dla dzieci. nie lubię wszystkich maluszków, kłębuszków, klubików i pioseneczek. i moje dziecko nie będzie Zuzanką, tylko Zuzą. Nie je jedzonka tylko jedzenie, jedyne, do czego się przyznaję to piciu- piciu, ale to raczej nie zdrobnienie tylko onomatopeja, wyraz dźwiękonaśladowczy lub neologizm. Tak sobie myślę, że ta tendencja do zdrabniania jest szczególnie widoczna u mam córek, bo to dziewczynki i że niby takie delikatne- aniołeczki. A moja Zuzia to chyba podświadomie czuje, że nie chcę, żeby była księżniczka i robi wszystko, żeby to udowodnić;-)I w tym jest jej przewaga, ma jakąś taką wrodzoną mądrość, że widać,iż nie lubi buziaczków, zresztą bardzo rzadko daje się pocałować. Jest dla niej na świecie tyle interesujących rzeczy, że jakieś tam całowanie w ogóle jej nie obchodzi. I słusznie będzie miała na to czas i to bynajmniej nie z mamą ani tatą;)
ulżyło mi, zeszło mi 10 kilogramów z mojego brzucha, że podzieliłam się tą refleksją, że potrzebne mi odczulanie na wszystkie cukiereczki, jajeczka i misiaczki. bo wolę być mamą, które czyta na dobranoc swojemu dziecku bajkę, daje mu jedzenie, i ewentualnie całusa na noc. A wszystkim żabkom, myszkom, króliczkom, żuczkom mówimy stanowcze nie.