sobota, 10 lutego 2018

ja i zima

opowiem wam bajkę. Wszędzie jest biało, białe są dachy domów i szczyty gór. Śnieg pokrył wszystkie szarości i dumnie błyszczy w promieniach słońca. I tu kończy się bajka, bo dalej jest bieg rzeźnika. Niektórzy moi znajomi płacą grube pieniądze za start w tych biegach, gdzie tarzają się w błocie, polewają zimną wodą czy też skaczą przez obręcze z ogniem. A ja to miałam, sorry mieliśmy, za darmo. No może nie całkiem za darmo, bo wywczas zimą jest chyba nawet droższy niż latem, kanapa ( wyciąg) porsche kosztują swoje, a i zwykłe orczyki nie należą do tych darmowych.Więc straciliśmy sporo kasy za wrażenia rodem z biegu rzeźnika w wersji premium. Zima i narty z ery przeddzieciowej zawsze były czasem chillu, jeżdżenia, prędkości, chillu, spania, chillu i relaksu. Z jednym dzieckiem było już gorzej, ale jeszcze do zniesienia. Z dwójką pojawiały się już komplikacje, ale wracaliśmy i jechaliśmy znowu. Natomiast z trójką to jest... rzeź. A to jak pisałam, że rozpływam się ubierając jedno dziecko zimą teraz osiąga swoje apogeum i już nie tylko się rozpływam, ale tonę w morzu łez i potu. Bo ojciec moich dzieci jest dobrym ojcem,ale jest mężczyzną (!), a to znaczy, że się ubiera i komunikuje: jestem gotowy. Tak miał zawsze i z tego się chyba nie wyrasta. Zaczynając więc od rana jest bosko. Pokój jest jeden, najmłodszy kurczak chcąc korzystać z uroków zimy budził się o 6, więc reszta też pół godziny no max godzinę później dołączała , aby niby towarzyszyć w zabawie. Potem było śniadanie. Na stoliku najpierw rozlewało się mleko, bo syn korzystał z mleka prosto od krowy, potem kruszyła się cała bułka, bo starsza córka jada tylko bułki z szynką, a na koniec najmłodsza córka ściągała obrus razem z herbatą. Następnie było ubieranie. Dla przykładu syn ubiera rajstopy trzy razy i za każdym razem źle, a córka znowu ta starsza, na komendę, że ma ubierać już spodnie narciarskie i wychodzić zaczyna się rozbierać do naga. Oj, tam pomyliło się. Najmłodsza z rodu oczywiście gotuje się w kombinezonie,co komunikuje w swoim wrzeszczącym języku. Ojciec jest gotowy. Jak już wszyscy wyjdą, średnio po okołu 20 minutach, zostaję sama na 3 minuty, biorę głęboki oddech i wspieram się w myślach:dasz radę! Wychodzenie z auta na stoku zajmuje jakieś 30 minut, bo w międzyczasie syn wyciera kurtką wszystkie auta ze śniegu i kurzu, córka tarza się w rowie ze śniegiem i nie obchodzi jej to, że przecież ma ubierać buty narciarskie. Potem zanim je włożą to wsypują sobie do nich, oczywiście znowu przez przypadek, kulki śniegu. Synowi to już w ogóle przypadkowo wpadają, bo w jego życiu nic nie dzieje się przez niego. Potem niby jeżdżą. Syn po dówch zjazdach już nie chce, córka jeszcze chce. Syn się uczy, córka już umie, więc potrzebne im różne wyciągi. Nie wspomnę już o naszych egoistycznych potrzebach i taka jazda w ogóle nas nie kręci. A do tego syn oczywiście nie chce sam wyjeżdżać na orczyku, więc muszę go wciągać do góry na swoim kolanie, więc wieczorem czuję ból rąk i nóg, i to bynajmniej nie z jazdy. No i przytrafiają nam się nieoczekiwane wypadki, jak kupa w majtkach w trakcie podchodzenia z nartami pod górę, bo kogoś zawodzi przeczucie! Ale są też plusy, najmłodsza córka zasługuje na słowa uznania, bo potrafi wysiedzieć do 4 godzin grzecznie w wózku,czyli jest jakieś wow. Po tej ekscytującej jeździe, jest czas posiłku. Oczywiście wszystkie góralskie knajpy pękają w szwach, bo dziwni turysći chcą jeść w tym samym czasie. A my musimy usadzić wszystkich nas plus wózek. Jest ciasno, rozlewamy picie, rozyspujemy frytki, zalewamy obrusy barszczem, no i nigdy nie jesteśmy cicho. Po tak ekscytującym dniu, wracamy do naszego wieloosobowego pokoju i kładziemy najmłodszego kurczaka, który zasypia bez problemów, ale w ciemności. A my ze strachu, żeby już jej nie zbudzić, bo mamy już dość atrakcji, siedzimy w ciemności i dzięki Bogu mamy internet LTE, bo wtedy przez chwilę świat jest w zasięgu naszego wzroku. I znowu jest 6 rano. I tak mija nam ten zimowy wypad, który jest uroczy i piękny w tych chwilach, które utrwalamy na zdjęciach, bo to, co dzieje się poza nimi jest biegiem rzeźnika z trzema ciężarkami:-)

4 komentarze:

  1. Ciężarki mimo wszystko sama słodycz ;)
    A ja zazdroszcze i tak !

    OdpowiedzUsuń
  2. Super mi sie to czytało 😃 u mnie w domu tez mi sie podoba "jestem gotowy" i mnie .... Trafia. A jak patrze na foty ...omg a ja sie z jednym na sanki wybrac nie umie bo go snieg gryzie.
    Dzisiaj w pnś bylo: pani psycholog "kazda matka ma ochote czasem swoje dzieci wyslac na Kamczatke, tylko sie do tego nie przyznaje bo nie wypada" ... Wypada !! Pytam kolezanki "idziemy na plac zabaw?" - "ok ! o ile je do tego czasu nie pozabijam !"
    Pozdrawiam i czekam na kolejny wpis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy już nie powinnam udać się do psychiatry, bo ja bym ich wysyłała w kosmos średnio, co godxinę;-)

      Usuń

prezent

był wrzesień 2008 roku. To było pierwsze badanie USG w 11 tygodniu. Rutynowe. Okazało się, że przezierność karkowa jest przekroczona znaczni...