sobota, 10 grudnia 2011

powrót

Wracam, przynajmniej chwilowo do żywych. Antoine (czyt. antłan;-), czyli mój przyszły syn, męczy mnie dalej i zepsuł mi wszystkie zęby. Od czwartku zaatakował mnie korzeń, którego przez pewien czas, nie bądźmy drobiazgowi jak długi, bałam się usunąć. Niestety Antoine go nie polubił i korzeń zaatakował. Wyrwałam dziś przeszkodę. Sześc ampułek znieczulenia, wyrywanie i ból jak przy porodzie, ale dałam radę. Właśnie odszedł mi ból, mam nadzieję, że tak pozostanie for ever. Korzenia nie ma, bólu nie ma jest czad, jadę na shopping, prawda, że widać, że mi lepiej!!!!

2 komentarze:

  1. Jezusku współczuję tego bólu :( Chyba jak kiedyś będę miała synka to go nazwę Antułanek :D

    OdpowiedzUsuń
  2. jako naoczny świadek Twojego bólu mówię - MEGA SZACUN!!! Dzielnie znosisz to cierpienie!!! nie wiem czy bym dała radę! jak do tej pory nigdy zęby mnie jakoś nie bolały aleeeee panicznie się boję tego bólu!!!! Twarda sztuka z Ciebie ;-)

    OdpowiedzUsuń

prezent

był wrzesień 2008 roku. To było pierwsze badanie USG w 11 tygodniu. Rutynowe. Okazało się, że przezierność karkowa jest przekroczona znaczni...