zimy
poniedziałek, 31 grudnia 2012
poniedziałek, 24 grudnia 2012
czwartek, 13 grudnia 2012
glut w domu
Uwaga! Gluty wpływają na pracę mózgu dziecka. Oto dowody:
Wyjaśnienia: Brendon i Wlu są wyimaginowanymi przyjaciółmi Zu, którzy mieszkają z nami i nam towarzyszą, jedzą z nami śniadanie, ubierają się i tak dalej. Czasami Zu zamienia się we Wlu i wtedy trzeba do niej właśnie tak się zwracać. Gdyby nie fakt, że sama w dzieciństwie byłam posądzana o schizofrenię;-) i uchodziłam za gadająca do siebie non stop outsiderkę, to pewnie bym się niepokoiła.Ale jakoże wyrosłam na "jako takich" ludzi, to wiem, że jako tak z tego się wychodzi. No coś tam na psychice zostaje;-)
A oto Wlu przyłapana na gorącym uczynku.
PS. dodam, że w te szmaty Wlu sama się przyodziewa i to nawet wtedy jak gluty jej aż tak bardzo na głowę nie padają;-)
A oto Wlu przyłapana na gorącym uczynku.
środa, 12 grudnia 2012
zima jest piękna
a nie? Idziesz sobie wolnym kroczkiem, balansując na zalodzonych chodnikach, co by publicznie się nie obalić i żeby cię nie oskarżyli, że pijesz i to w biały dzień, nie daj Boże z dzieckiem. Mróz siarczysty rzeźbi mapę średniowiecznej europy na twoich policzkach, palce leciutko przmarzają ci do rączki wózka, a na to wszystko prószy drobny śnieżek. Bajka można by rzec. Królowa śniegu, czy jakaś inna Gerda- to ty. Bohaterka, mistrzyni, siłaczka. Bo dzięki zimie, wiesz matko, że jesteś warta wszystkich medali i wiesz, że to ty jesteś tą płcią, która da sobie radę ze wszystkim. Dzięki zimie ćwiczysz swoją cierpliwość. Trenujesz ją kilka razy dziennie, chcąc wyjść z domu. Bo najpierw musisz ubrać dziecko A, potem dziecko Z. w międzyczasie dziecko A. już zapocone, więc się drze, dziecko Z cudownie nie chce włożyć rękawiczek, a wcześnie przechodzisz całą batalię o to, że na mróz nie może iść w sukience baletnicy(!), więc też się drze. Ale ty ćwiczysz swoją zimową cierpliwość i wszystkie jogi świata mogą ci skoczyć, bo ty nie możesz eksplodować i przeklinać na głos. Więc klniesz sobie tą swoją mantrę pod nosem i po ubraniu dzieci wkładasz na siebie czapki, szaliki, rękawiczki i buty, które tak naprawdę nie są ci potrzebne, bo leje się z ciebie jak z cebra.
Ale to jest determinacja, żeby wyjść do zimowych ludzi, żeby cieszyć się lepiąc bałwana i tryskać radością tarzają się w śniegu i robiąc anioły vel. anielice. Właśnie jesteś królową determinacji, bo bez niej cały dzień siedziałabyś w domu w ufajdanym szlafroku.
Już jesteś na dworze w tej zimowej scenerii. I siłaczko jedyna, ciągniesz te sanie, a na nich ponad 20 kilo żywej wagi. I podążasz przez śniegi Kilimandżaro, i targasz te sanki przez przejścia dla pieszych (odgarnięte) i chodniki miejscami czarne, i ciągniesz z mozołem... uf, jak gorąco.
I nagle zerkasz na sanie, a tu zamarzłe gluty, ale ty mistrzyni organizacji szukasz w torebce między marchewką na nos, a węglami na oczy chusteczki higienicznej. I co nie ma? Zapomniałaś. No trudno, jeszcze nikt nie umarł z powodu tego, że gluty wytarł w rękaw kurtki, a w domu przecież masz pralkę, jako sława w dziedzinie organizacji ogarniesz każdą dodatkową ilość prania. Więc gińcie gluty w rękawie.
Spacerujecie sobie radośnie, a ty rozmyślasz w wolnej zimowej chwili, kiedy w końcu prezydent zaprosi cię na te honorowe wręczanie medali, orderów czy innych błyskotek w kategorii za zasługi dla ojczyzny w matkowaniu zimową porą;-)
Ale to jest determinacja, żeby wyjść do zimowych ludzi, żeby cieszyć się lepiąc bałwana i tryskać radością tarzają się w śniegu i robiąc anioły vel. anielice. Właśnie jesteś królową determinacji, bo bez niej cały dzień siedziałabyś w domu w ufajdanym szlafroku.
Już jesteś na dworze w tej zimowej scenerii. I siłaczko jedyna, ciągniesz te sanie, a na nich ponad 20 kilo żywej wagi. I podążasz przez śniegi Kilimandżaro, i targasz te sanki przez przejścia dla pieszych (odgarnięte) i chodniki miejscami czarne, i ciągniesz z mozołem... uf, jak gorąco.
I nagle zerkasz na sanie, a tu zamarzłe gluty, ale ty mistrzyni organizacji szukasz w torebce między marchewką na nos, a węglami na oczy chusteczki higienicznej. I co nie ma? Zapomniałaś. No trudno, jeszcze nikt nie umarł z powodu tego, że gluty wytarł w rękaw kurtki, a w domu przecież masz pralkę, jako sława w dziedzinie organizacji ogarniesz każdą dodatkową ilość prania. Więc gińcie gluty w rękawie.
Spacerujecie sobie radośnie, a ty rozmyślasz w wolnej zimowej chwili, kiedy w końcu prezydent zaprosi cię na te honorowe wręczanie medali, orderów czy innych błyskotek w kategorii za zasługi dla ojczyzny w matkowaniu zimową porą;-)
czwartek, 6 grudnia 2012
wizyta starszego pana
W tym miejscu był mały problem, bo Antkowi przypadła go gustu broda i zrobiło się groźnie, gdy zaczął za nią ciągnąć i groziła demaskacją Mikołaja. A tu skończył by się fun;-)
B ył, dał i poszedł. Podobno przyjdzie za rok. No chyba, że się rozmyśli...
PS. zwróćcie jeszcze uwagę na lansiarskie okulary mikołaja, jakby uciekł prosto z tropików. Ich brak groził by już pełnym wyśmianiem i rozpoznaniem, a tak to można było zobaczyć lekkie speszenie Zuzy, co rzadko się zdarza. Nie trwało zbyt długo, ale zawsze.
B ył, dał i poszedł. Podobno przyjdzie za rok. No chyba, że się rozmyśli...
PS. zwróćcie jeszcze uwagę na lansiarskie okulary mikołaja, jakby uciekł prosto z tropików. Ich brak groził by już pełnym wyśmianiem i rozpoznaniem, a tak to można było zobaczyć lekkie speszenie Zuzy, co rzadko się zdarza. Nie trwało zbyt długo, ale zawsze.
niedziela, 2 grudnia 2012
czwartek, 29 listopada 2012
pomoc
Wiem, że co roku przed świętami jest tak samo. Rozpoczyna się polowanie na darczyńców, a liczba apeli o pomoc wzrasta albo po prostu staje się głośniejsza. Domy Dziecka, pajacyki, szpitale, hospicja, chore dzieci...Całe mnóstwo.
W tym roku te wszystkie apele trafiają do mnie jakoś mocniej. Nie wiem, czy to kwestia tego, że się postarzałam, czy tego, że stałam się matką dwójki dzieci, czy apeli jest więcej, czy buzują we mnie hormony. Fakt jest taki, że gdzie się nie obrócę to ktoś o coś prosi. A ja tylko beczę, kiedyś byłam twardsza. Przełączam kanały w tv, nie oglądam wiadomości, bo ciągle gdzieś jest jakieś cierpienie. Nie dam rady pomóc wszystkim, wiem. Złoszczę się też, bo ciągle nie potrafię zrozumieć jak to możliwe, że jedni zastanawiają się , jaką furę sobie jeszcze dokupić i ile wydać na nowe szmaty, a inni zbierają grosz do grosza, aby pomóc swojemu dziecku. Wiem, jestem dużą dziewczynką i powinnam wiedzieć, ż etak to właśnie działa i tak jest zbudowany świat. Ale czasami tego nie ograniam.
Do rzeczy, z morza potrzebujących wyłowiłam Anotsię. Sama jestem mamą dwójki dzieci z wadami genetycznymi i wrodzonymi. Na szczęście narazie nie potrzebujemy pomocy, ale gdyby zaszła tak konieczność też bym chciała, żeby inni mi pomogli, bo zawsze jest łatwiej. Podziwiam rodziców Tosi za robotę, która odwalają, Tosi życzę dużo zdrowia i zgodnie ze swoją filozofią życiową, wiem, że tak będzie, bo inaczej być nie może. A was proszę o wsparcie. Przekażcie jakiś grosz na operację nóżek Tośki, jak wszystkie/wszyscy się skrzykniemy to Tośce się uda. Wejdźcie tu i pomóżcie Tosi!!!
W tym roku te wszystkie apele trafiają do mnie jakoś mocniej. Nie wiem, czy to kwestia tego, że się postarzałam, czy tego, że stałam się matką dwójki dzieci, czy apeli jest więcej, czy buzują we mnie hormony. Fakt jest taki, że gdzie się nie obrócę to ktoś o coś prosi. A ja tylko beczę, kiedyś byłam twardsza. Przełączam kanały w tv, nie oglądam wiadomości, bo ciągle gdzieś jest jakieś cierpienie. Nie dam rady pomóc wszystkim, wiem. Złoszczę się też, bo ciągle nie potrafię zrozumieć jak to możliwe, że jedni zastanawiają się , jaką furę sobie jeszcze dokupić i ile wydać na nowe szmaty, a inni zbierają grosz do grosza, aby pomóc swojemu dziecku. Wiem, jestem dużą dziewczynką i powinnam wiedzieć, ż etak to właśnie działa i tak jest zbudowany świat. Ale czasami tego nie ograniam.
Do rzeczy, z morza potrzebujących wyłowiłam Anotsię. Sama jestem mamą dwójki dzieci z wadami genetycznymi i wrodzonymi. Na szczęście narazie nie potrzebujemy pomocy, ale gdyby zaszła tak konieczność też bym chciała, żeby inni mi pomogli, bo zawsze jest łatwiej. Podziwiam rodziców Tosi za robotę, która odwalają, Tosi życzę dużo zdrowia i zgodnie ze swoją filozofią życiową, wiem, że tak będzie, bo inaczej być nie może. A was proszę o wsparcie. Przekażcie jakiś grosz na operację nóżek Tośki, jak wszystkie/wszyscy się skrzykniemy to Tośce się uda. Wejdźcie tu i pomóżcie Tosi!!!
środa, 28 listopada 2012
luksusowi rodzice
mają tak:
18.30- dziecko A. śpi snem nocnym, po wcześniejszym wykąpaniu i szybkim nakarmieniu. Zasypia w 5 minut, samodzielnie odłożony do łóżeczka.
20.45- dziecko Z. śpi, samodzielnie, po bajce oglądanej lub czytanej.
21.00- mama śpi;-) chociaż ostatnio nawet później około 23!, bo tata zapodaje ciekawe filmy albo niekończące się debaty na temat planów życiowych, sztuki albo finansów to ostatnie jest najgorsze i zazwyczaj mama idzie w takim wypadku spać wcześniej!
6.00 dziecko A- po dwóch karmieniach w nocy około 22 i 2, wstaje i w miarę samo bawi się w łóżku, mama lub tata muszą mu jedynie podrzucać co jakiś czas nowe grzechotki.
7.30- wstaje dziecko Z. i jest wyekspediowane od przedszkola.
8.00- dziecko A. je śniadanie i idzie spać.
11.30- dziecko A. budzi się ze swojej 3,5 godzinnej drzemki! je i już zazwyczaj nie śpi do 18,30, czasami zdarza się krótka drzemka maks. 40 min.
14.30- dziecko Z. wraca z przedszkola.
I znowu jest 18,30 i tak w kółko. Na taki luksus ciszy nocnej dzieci o 21 trzeba sobie zasłużyć i zapracować albo po prostu urodzić się takimi "luksusowymi rodzicami" jak my.
wtorek, 20 listopada 2012
update fotograficzny
z życia Antka.
1. w końcu jest i fura.
2. biszkopt, czyli nowość dla Antka, ale przypadła mu do gustu, bo da się kruszyć,więc jest ok. I zajęcie na parę minut spokoju.
3. tak poza tym to Antek już chwilę siedzi, więc jest progress i coraz sprawniej idzie mu układanie nóg do raczkowania. Zdolniacha po mamie;-)
1. w końcu jest i fura.
2. biszkopt, czyli nowość dla Antka, ale przypadła mu do gustu, bo da się kruszyć,więc jest ok. I zajęcie na parę minut spokoju.
3. tak poza tym to Antek już chwilę siedzi, więc jest progress i coraz sprawniej idzie mu układanie nóg do raczkowania. Zdolniacha po mamie;-)
czwartek, 15 listopada 2012
brudna hrabina złodziejka
to ja!!
tak przed chwilą w przeciągu pięciu minut obraziła mnie moja stuknięta sąsiadka. Nigdy nie chciałam mieszkać w domku jednorodzinnym, przynajmniej nie na tym etapie swojego życia. Bo tak sobie myślałam, że musiałbym ciągle plewić, grabić, kosić, sprzątać pokoje u góry, na dole i tak cały czas. a że jestem schizolką na punkcie czystości u siebie w domu ( gdzie indziej czysto być nie musi) to po prostu non stop bym latała z mopem;-) i coś czyściła, grabiła i tak dlaje. a po prostu mi się nie cche.
Natomiast po dzisiejszej kłótni z moją pojebaną (!) sąsaiadką ( wiedziałam o tym od dawna, ale cierpliwie znosiłam jej zachowanie, ale dziś nie wytrzymałam- cztery lata to we mnie rosło) mogłabym zamieszkać w domku.
Pewnie za chwilę mi przejdzie, ale fakt niezaprzeczalny, ludzie są głupi, a dobry sąsiad to rzadkość i skarb!!
Wiem, że ta notka jest bez sensu, ale chodzi o to, że w ramach terapii- rozładowania emocji- muszę to gdzieś przelać, żeby emocje opadły. a może i się okaże, że sąsiadów idiotów jest więcej i będzie mi raźniej!
tak przed chwilą w przeciągu pięciu minut obraziła mnie moja stuknięta sąsiadka. Nigdy nie chciałam mieszkać w domku jednorodzinnym, przynajmniej nie na tym etapie swojego życia. Bo tak sobie myślałam, że musiałbym ciągle plewić, grabić, kosić, sprzątać pokoje u góry, na dole i tak cały czas. a że jestem schizolką na punkcie czystości u siebie w domu ( gdzie indziej czysto być nie musi) to po prostu non stop bym latała z mopem;-) i coś czyściła, grabiła i tak dlaje. a po prostu mi się nie cche.
Natomiast po dzisiejszej kłótni z moją pojebaną (!) sąsaiadką ( wiedziałam o tym od dawna, ale cierpliwie znosiłam jej zachowanie, ale dziś nie wytrzymałam- cztery lata to we mnie rosło) mogłabym zamieszkać w domku.
Pewnie za chwilę mi przejdzie, ale fakt niezaprzeczalny, ludzie są głupi, a dobry sąsiad to rzadkość i skarb!!
Wiem, że ta notka jest bez sensu, ale chodzi o to, że w ramach terapii- rozładowania emocji- muszę to gdzieś przelać, żeby emocje opadły. a może i się okaże, że sąsiadów idiotów jest więcej i będzie mi raźniej!
piątek, 9 listopada 2012
koko
król, książę, czasami przyjaciel, kuzyn. W każdym bądź razie ktoś, kto ma duże znaczenie w życiu Zuzy. Na początku była jego autorytetem, teraz raczej zostaje workiem treningowym. Po każdym spotkaniu zostaje widoczny ślad na twarzy bądź rękach Zuzy w postaci ugryzienia, podrapania lub szczypania.
Dzięki tej dwójce każde spotkanie rodzinne kończy się tak samo, że wszyscy wychodzą z megabólem głowy, zdenerwowani i marzący o tym, żeby nie spotkać się z tymi drugimi przez kolejne tysiąc lat świetlnych.
Po czym widzą się następnego dnia;-)))
Dzięki tej dwójce każde spotkanie rodzinne kończy się tak samo, że wszyscy wychodzą z megabólem głowy, zdenerwowani i marzący o tym, żeby nie spotkać się z tymi drugimi przez kolejne tysiąc lat świetlnych.
Po czym widzą się następnego dnia;-)))
wtorek, 6 listopada 2012
potrzebne gadżety
po swoim półrocznym doświadczeniu bycia matką dwójki dzieci dochodzę do wniosku, że matka jako gatunek powinna być dodatkowo wyposażona w :
a) co najmniej jeszcze jedna parę rąk- wcześniej to znaczy latem wydawało mi się to potrzebne, ale niekonieczne. Natomiast teraz, gdy weszliśmy w stan jesienny z drobnymi elementami zimy, jestem wręcz pewna, że są mi potrzebne dodatkowe ręce. Wyobraźmy sobie taką sytuację- pierwszy śnieg, doczłapała się matka do przedszkola, po dziecko Z( oczywiście w wózku z dzieckiem A. - przezornie wzięłam już ten stary, a nie nasz nowy lansiarski, który jest lansiarski owszem, ale dla dwójki dzieci w ogóle niepraktyczny). Z. podniecone wybiega z przedszkola, od razu zdejmuje zakładan wcześniej przez pięć minut rękawice, bo musi dotknąć śnieg. Jakieś dwieście metrów idzie podjarane tym śniegiem, zatrzymuje się co dwa kroki, żeby sprawdzić, czy śnieg jest zimny, po wspomnianych dwustu metrach się zmęczyło i już śnieg się znudził, więc zaczyna się klasyczne marudzenie, że chce na ręce, że chce do wózka. Oczywiście czołgamy się kolejne 500 metrów z tym wrzaskiem, nie opierając się naciskom dziecka Z. Po wspomnianych 500 metrach odpadam, nie mam siły już jej wlec jedna ręką, a drugą pchać tej megakobyły wózka, a do tego ten jęk, że nie chce, że nie ma siły, a na to wszystko sypie ten pierwszy śnieg.Poddaję się wkładam dziecko Z na dziecko A do wózka.A że śnieg cały czas pada, to wózek oczywiście jest mokry, o czym dziecko Z. rzetelnie informuję, ale ono dalej chce wleźć, więc proszę.Po kolejnych 500 metrach, dziecko Z. reflektuje się, ze wózek na którym siedzi jest mokry, więc stwierdza, że ma mokrą dupę i nie chce tam siedzieć tylko chce już być w domu, zaniesione na rączkach i chce zdjąć spodnie. Wytrzymuję ten jazgot nerwowo, ale nie jest łatwo. Dochodzimy do domu. Na schodach kolejna akcja, że nie będzie na nogach wchodzić po schodach w tych mokrych spodniach, jak już się doczołgała dosłownie w tych mokrych gaciach, to znowu jest jazgot, że natychmiast mam jej je zdjąć, bo są mokre. Tak dla wyobrażenia dodam, że na rękach trzymam dziecko A., które chodzić nie umie i też się drze, bo pewnie mu ciepło w tej kurtce i też chce się rozebrać. Pomijam już fakt, ze ja sama jestem mokra od tego cudnego pierwszego śniegu i od tego, że doszłam te 2 kilometry do domu z dwójką A i Z. A czasami do tego trzeba dodać jeszcze siaty zakupów. Bezapelacyjnie co najmniej dwie dodatkowe ręce są niezbędne.
b) dodatkowo, dopinana pamięć zewnętrzna- bo aż mnie mózg (!) boli od spamiętywania tego, co trzeba zrobić, jak to wszystko pozałatwiać, kogo gdzie umówić, z kim kogo zostawić, co kupić, co ugotować, co wyprać, co zjeść, a gdzie tu jeszcze rozwój osobisty i praca. Tak mi się zwoje przepalają, że aż przed chwilą ( i to jest autentyk ) poczułam jakiś dziwny swąd- to zupka dziecka A się właśnie spaliła, więc trudno będzie dziś słoiczek, choć był zaplanowany na jutro, bo plan jutrzejszy nie uwzględniał gotowania. Musi nastąpić modyfikacja, czyli znowu trzeba na nowo działać, planować, kombinową, bez pamięci zewnętrznej długo tak nie pociągnę!!!
c) mały motorek napędowy w dupie(!)- tak i jeszcze raz tak!! Bo człowiek od 5 na nogach, dziecko A. zmodyfikowało sobie porę wstawania z 6 na 5, w nocy budzi się dalej z trzy-4 razy.A ty biegaj człowieku cały dzień z tym mopem, a tymi siatami, z tymi zakupami, do pracy, do sklepu, do domu. I wieczorem nie padaj na twarz tylko z uśmiechem na twarzy zasiądź koło swego małża i oglądaj z nim interesujące kino, a potem jeszcze prowadź uroczą, inteligencką debatę, a do tego oczywiście musisz wyglądać olśniewająco. Prawda, że łatwe? Teraz prywata- jak to czytasz to jeszcze raz ci powiem, że o 20.01 padam na twarz, na glebę i nie chce mi się nawet myśleć, że ta gleba jest twarda i zimna, i że mogłabym leżeć w łóżku!!;-)))
I tak sobie myślę, że matko jak ja bym chciała być teraz ojcem rodziny i zarabiać, znaczy tylko zarabiać!!!! ( bo zarabiam też)na dom i polować na te dziki w lesie i znosić je do swojego stada, rzucać i resztą niech się zajmie żona, która nic nie robi w domu!!!A ja bym była zmęczonym żywicielem rodziny, który musi odpocząć, bo tak ciężko polował!
a) co najmniej jeszcze jedna parę rąk- wcześniej to znaczy latem wydawało mi się to potrzebne, ale niekonieczne. Natomiast teraz, gdy weszliśmy w stan jesienny z drobnymi elementami zimy, jestem wręcz pewna, że są mi potrzebne dodatkowe ręce. Wyobraźmy sobie taką sytuację- pierwszy śnieg, doczłapała się matka do przedszkola, po dziecko Z( oczywiście w wózku z dzieckiem A. - przezornie wzięłam już ten stary, a nie nasz nowy lansiarski, który jest lansiarski owszem, ale dla dwójki dzieci w ogóle niepraktyczny). Z. podniecone wybiega z przedszkola, od razu zdejmuje zakładan wcześniej przez pięć minut rękawice, bo musi dotknąć śnieg. Jakieś dwieście metrów idzie podjarane tym śniegiem, zatrzymuje się co dwa kroki, żeby sprawdzić, czy śnieg jest zimny, po wspomnianych dwustu metrach się zmęczyło i już śnieg się znudził, więc zaczyna się klasyczne marudzenie, że chce na ręce, że chce do wózka. Oczywiście czołgamy się kolejne 500 metrów z tym wrzaskiem, nie opierając się naciskom dziecka Z. Po wspomnianych 500 metrach odpadam, nie mam siły już jej wlec jedna ręką, a drugą pchać tej megakobyły wózka, a do tego ten jęk, że nie chce, że nie ma siły, a na to wszystko sypie ten pierwszy śnieg.Poddaję się wkładam dziecko Z na dziecko A do wózka.A że śnieg cały czas pada, to wózek oczywiście jest mokry, o czym dziecko Z. rzetelnie informuję, ale ono dalej chce wleźć, więc proszę.Po kolejnych 500 metrach, dziecko Z. reflektuje się, ze wózek na którym siedzi jest mokry, więc stwierdza, że ma mokrą dupę i nie chce tam siedzieć tylko chce już być w domu, zaniesione na rączkach i chce zdjąć spodnie. Wytrzymuję ten jazgot nerwowo, ale nie jest łatwo. Dochodzimy do domu. Na schodach kolejna akcja, że nie będzie na nogach wchodzić po schodach w tych mokrych spodniach, jak już się doczołgała dosłownie w tych mokrych gaciach, to znowu jest jazgot, że natychmiast mam jej je zdjąć, bo są mokre. Tak dla wyobrażenia dodam, że na rękach trzymam dziecko A., które chodzić nie umie i też się drze, bo pewnie mu ciepło w tej kurtce i też chce się rozebrać. Pomijam już fakt, ze ja sama jestem mokra od tego cudnego pierwszego śniegu i od tego, że doszłam te 2 kilometry do domu z dwójką A i Z. A czasami do tego trzeba dodać jeszcze siaty zakupów. Bezapelacyjnie co najmniej dwie dodatkowe ręce są niezbędne.
b) dodatkowo, dopinana pamięć zewnętrzna- bo aż mnie mózg (!) boli od spamiętywania tego, co trzeba zrobić, jak to wszystko pozałatwiać, kogo gdzie umówić, z kim kogo zostawić, co kupić, co ugotować, co wyprać, co zjeść, a gdzie tu jeszcze rozwój osobisty i praca. Tak mi się zwoje przepalają, że aż przed chwilą ( i to jest autentyk ) poczułam jakiś dziwny swąd- to zupka dziecka A się właśnie spaliła, więc trudno będzie dziś słoiczek, choć był zaplanowany na jutro, bo plan jutrzejszy nie uwzględniał gotowania. Musi nastąpić modyfikacja, czyli znowu trzeba na nowo działać, planować, kombinową, bez pamięci zewnętrznej długo tak nie pociągnę!!!
c) mały motorek napędowy w dupie(!)- tak i jeszcze raz tak!! Bo człowiek od 5 na nogach, dziecko A. zmodyfikowało sobie porę wstawania z 6 na 5, w nocy budzi się dalej z trzy-4 razy.A ty biegaj człowieku cały dzień z tym mopem, a tymi siatami, z tymi zakupami, do pracy, do sklepu, do domu. I wieczorem nie padaj na twarz tylko z uśmiechem na twarzy zasiądź koło swego małża i oglądaj z nim interesujące kino, a potem jeszcze prowadź uroczą, inteligencką debatę, a do tego oczywiście musisz wyglądać olśniewająco. Prawda, że łatwe? Teraz prywata- jak to czytasz to jeszcze raz ci powiem, że o 20.01 padam na twarz, na glebę i nie chce mi się nawet myśleć, że ta gleba jest twarda i zimna, i że mogłabym leżeć w łóżku!!;-)))
I tak sobie myślę, że matko jak ja bym chciała być teraz ojcem rodziny i zarabiać, znaczy tylko zarabiać!!!! ( bo zarabiam też)na dom i polować na te dziki w lesie i znosić je do swojego stada, rzucać i resztą niech się zajmie żona, która nic nie robi w domu!!!A ja bym była zmęczonym żywicielem rodziny, który musi odpocząć, bo tak ciężko polował!
sobota, 3 listopada 2012
środa, 31 października 2012
pobudka
Żyjecie? Bo taka cisza na waszych blogach, że już zaczęlam się martwić, że Wasze dzieci Was zjadły, przeżuły i wypluły;-)
A może pogrążacie się w haloweenowo-świętozmarłowej zadumie. Jeżeli to drugie to Wam wybaczam.
Serio, jakiś czas posuchy nadszedł u mnie zresztą też. Brak polotu, brak weny, trzeba wejśc w ten jesienno-zimowy czas. Dostroić się i przetrwać do kolejnej wiosny. Ale, o zgrozo, nie można spać całą zimę- w sensie blogowym, bo w realu spać się nie da- dziecko A. nadal wstaje o 6 i moje tłumaczenia na niewiele się zdają.
Ale ponadto muszę bardzo pochwalić mojego jednonerkowca Antka,. że jest naprawdę grzecznym dzieckiem i nawet nie mam co bardzo psioczyć, co mnie nie raduje zbytnio, bo brak tematów do postów;-)Raczej jest bezkonfliktowy. Butlę zaakceptował, obiadki kaszki i inne też zjada całkiem przyzwoicie z łyżeczki, zostaje z obcymi w celu opieki nad nim ( i też raczej go chwalą), jest wpatrzony w Zuzę ( i aż go skręca, żeby z nią latać i szaleć), uwielbia nasze pływające gady, turla się po mieszkaniu, chodzi spać o 19 (jeeee), trochę się budzi w nocy, choć od dwóch dni tylko dwa razy, mam nadzieję, że to jest stała tendencja, a nie incydent.
Kończę ten bezskładny wpis i czekam na wieści ze świata żywych.
A może pogrążacie się w haloweenowo-świętozmarłowej zadumie. Jeżeli to drugie to Wam wybaczam.
Serio, jakiś czas posuchy nadszedł u mnie zresztą też. Brak polotu, brak weny, trzeba wejśc w ten jesienno-zimowy czas. Dostroić się i przetrwać do kolejnej wiosny. Ale, o zgrozo, nie można spać całą zimę- w sensie blogowym, bo w realu spać się nie da- dziecko A. nadal wstaje o 6 i moje tłumaczenia na niewiele się zdają.
Ale ponadto muszę bardzo pochwalić mojego jednonerkowca Antka,. że jest naprawdę grzecznym dzieckiem i nawet nie mam co bardzo psioczyć, co mnie nie raduje zbytnio, bo brak tematów do postów;-)Raczej jest bezkonfliktowy. Butlę zaakceptował, obiadki kaszki i inne też zjada całkiem przyzwoicie z łyżeczki, zostaje z obcymi w celu opieki nad nim ( i też raczej go chwalą), jest wpatrzony w Zuzę ( i aż go skręca, żeby z nią latać i szaleć), uwielbia nasze pływające gady, turla się po mieszkaniu, chodzi spać o 19 (jeeee), trochę się budzi w nocy, choć od dwóch dni tylko dwa razy, mam nadzieję, że to jest stała tendencja, a nie incydent.
Kończę ten bezskładny wpis i czekam na wieści ze świata żywych.
poniedziałek, 22 października 2012
o życiu
Tata do zuzy: Skąd tu się wzięłaś?
Zuza: Z brzucha.
Tata: Ale chyba nie mojego?
Zuza: No nie, mamy.
Tata: A dlaczego?
Zuza: Bo chcieliście.
Tata: A jak to było jak ciebie nie było?
Zuza: Wtedy były dinozaury.
Zuza: Z brzucha.
Tata: Ale chyba nie mojego?
Zuza: No nie, mamy.
Tata: A dlaczego?
Zuza: Bo chcieliście.
Tata: A jak to było jak ciebie nie było?
Zuza: Wtedy były dinozaury.
sobota, 20 października 2012
wtorek, 16 października 2012
miszmasz
czyli blogowy update. po pierwsze dostałam wyróżnienie so sweet, co
powoduje, że muszę wybrać kolejne wyróżnione, które podjarają się tym,
że ktoś im przyznał ten słitaśny znaczek;-) (ja przynajmniej się
podjarałam;-))
Otóż nominuję:
ola-mola.blogspot.com
krzys21.blogspot.com
konstantyk.blogspot.com
idonotwantwhatihaventgot.blogspot.com
lubisiaolisia.blogspot.com
( A oczywiście musicie sobie wkleić tą cudną muffinkę, która znajduje się obok i cieszyć się, że was czytują ludzie i że jeszcze się im podoba;-))
Kolejne info z blogowego świata. Jak zarobic na dzieciach? Otóż najpierw trzeba je sobie zrobić, część przyjemniejsza, potem urodzić, to już mniej przyjemne, a potem jeszcze wychowywać i to już jest prawdziwa orka. Ale jest światełko w tunelu. Można potem założyć bloga, wklepywać sowje przemyślenia, podpatrywac u innych, szukać inspiracji i może cos z tego się wykluje. Ja od kiedy zostałam mamom przerobiłam już w swjej głowie tysiąc pomysłów na biznes, na szkółki, na złobki, an klubiki i inne. Jak narazie wszystko pozostaje w fazie planów, ewentualnie pisania biznespalnów i rozpisywania, czy warto rzucać sowją bezpieczna pańswtową posadkę. ale ad rem. Otóż blogowanie to też zarabianie i jeżeli nawet nie konkretnej dużej kasiory, to zawsze coś wyhaczyć można,a rozwój intelektualny też jest ważny. I niech sobie tata A. zrzędzi, że moja charytatywna działalność musi mieć w końcu kres, a ja mu tylko mogę pokazać język ( teraz ci go właśnie pokazuję, bo wiem, że to czytasz- krezusie). Tak więc, moja kolejna charytatywna działalność polega na byciu recenzentką książek dla dzieci i poradników dla rodziców na portalach www.qlturka.pl oraz www.egodziecka.pl, na które serdecznie was zapraszam. Znajdziecie tam nie tylko recenzje książek, ale równiez informacje o wydarzeniach kulturalnych w waszym regionie dla dzieci oraz porady z zakresu wychowania, psychologii i rozwoju dzieci. No i oczywiście możecie szukać moich wypocin.
A i jeszcze o recenzjach. Będę również recenzować książeczki dla mcdonald's. Czujecie? Ja fanka mcchcickena dostałam propozycję przeczytania i wyrażenia swojej opini o książeczkach, które będą dołączane do zestawów happy meal zamiast zabawek. I to był totalny przypadek. Pani mnie znalazła i poprosiła o pomoc. I jak tu nie wierzyć w przypadki;-)
Teraz bardziej z domowego podwórka. otóż podczas naszych holenderskich wakacji napaliłam się na wózek stokke dla antka. Drożyzna z nich straszna, więc już zaczęłam się godzić z myślą, że bryka po zuzie też daje radę i nie ma co się napalać. Ale , że przypadki się zdarzają, o czym było już wyżej, to udało się wyczaić owy wózek na allegro i wylicytować go za jedną trzecią podstawowej wartości, co jeszcze mieści się w moim budżecie. I w związku z powyższym anti będzie miał swoją własną "nowoużywaną" brykę. W końcu mu coś kupiłam, bo już mnie sumienie gryzło, że wszystko ma po kimś. No wózek też w sumie po kimś, ale przynajmniej nie po kimś z rodziny;-)a wózek jest taki:
jak przyjdzie nasz to oczywiście wstawimy antka.
Tyle updatowania. A co tam u was słychać w ten piękny październikowy dzień?
Otóż nominuję:
ola-mola.blogspot.com
krzys21.blogspot.com
konstantyk.blogspot.com
idonotwantwhatihaventgot.blogspot.com
lubisiaolisia.blogspot.com
( A oczywiście musicie sobie wkleić tą cudną muffinkę, która znajduje się obok i cieszyć się, że was czytują ludzie i że jeszcze się im podoba;-))
Kolejne info z blogowego świata. Jak zarobic na dzieciach? Otóż najpierw trzeba je sobie zrobić, część przyjemniejsza, potem urodzić, to już mniej przyjemne, a potem jeszcze wychowywać i to już jest prawdziwa orka. Ale jest światełko w tunelu. Można potem założyć bloga, wklepywać sowje przemyślenia, podpatrywac u innych, szukać inspiracji i może cos z tego się wykluje. Ja od kiedy zostałam mamom przerobiłam już w swjej głowie tysiąc pomysłów na biznes, na szkółki, na złobki, an klubiki i inne. Jak narazie wszystko pozostaje w fazie planów, ewentualnie pisania biznespalnów i rozpisywania, czy warto rzucać sowją bezpieczna pańswtową posadkę. ale ad rem. Otóż blogowanie to też zarabianie i jeżeli nawet nie konkretnej dużej kasiory, to zawsze coś wyhaczyć można,a rozwój intelektualny też jest ważny. I niech sobie tata A. zrzędzi, że moja charytatywna działalność musi mieć w końcu kres, a ja mu tylko mogę pokazać język ( teraz ci go właśnie pokazuję, bo wiem, że to czytasz- krezusie). Tak więc, moja kolejna charytatywna działalność polega na byciu recenzentką książek dla dzieci i poradników dla rodziców na portalach www.qlturka.pl oraz www.egodziecka.pl, na które serdecznie was zapraszam. Znajdziecie tam nie tylko recenzje książek, ale równiez informacje o wydarzeniach kulturalnych w waszym regionie dla dzieci oraz porady z zakresu wychowania, psychologii i rozwoju dzieci. No i oczywiście możecie szukać moich wypocin.
A i jeszcze o recenzjach. Będę również recenzować książeczki dla mcdonald's. Czujecie? Ja fanka mcchcickena dostałam propozycję przeczytania i wyrażenia swojej opini o książeczkach, które będą dołączane do zestawów happy meal zamiast zabawek. I to był totalny przypadek. Pani mnie znalazła i poprosiła o pomoc. I jak tu nie wierzyć w przypadki;-)
Teraz bardziej z domowego podwórka. otóż podczas naszych holenderskich wakacji napaliłam się na wózek stokke dla antka. Drożyzna z nich straszna, więc już zaczęłam się godzić z myślą, że bryka po zuzie też daje radę i nie ma co się napalać. Ale , że przypadki się zdarzają, o czym było już wyżej, to udało się wyczaić owy wózek na allegro i wylicytować go za jedną trzecią podstawowej wartości, co jeszcze mieści się w moim budżecie. I w związku z powyższym anti będzie miał swoją własną "nowoużywaną" brykę. W końcu mu coś kupiłam, bo już mnie sumienie gryzło, że wszystko ma po kimś. No wózek też w sumie po kimś, ale przynajmniej nie po kimś z rodziny;-)a wózek jest taki:
jak przyjdzie nasz to oczywiście wstawimy antka.
Tyle updatowania. A co tam u was słychać w ten piękny październikowy dzień?
czwartek, 11 października 2012
poniedziałek, 8 października 2012
zamykamy mleczarnię
nie tak od razu oczywiście, ale trzeba się do tego zabrać, większymi i bardziej zdecydowanymi ruchami niż dotychczas. Kryzys dotyka wszystkie branże.
Muszę przyznać, że owo zamykanie przychodzi mi jakoś opornie i nie umiem się do niego zabrać definitywnie. Ten brak mojego zaangażowania wynika głównie z mojego wygodnictwa. Bo nie trzeba myć butelek, przyrządzać mleka, pamiętać, żeby zawsze było kupione, no i te finanse. Oszczędność jest i to dość wymierna. Jedyny szkopuł "matki- mleczarni" to to, że zawsze musi być w zasięgu. Bo jem wszystko, więc wyrzeczenia były tylko przez pierwsze trzy tygodnie.
Zamykanie jest motywowane głównie tym, że trzeba powrócić do świata aktywności zawodowej, a w związku tym warunek ciągłej dostepności będzie zachwiany. Ale jakoś weny do tego zamykania naprawdę nie mam. Zaczęłam już powoli likwidować pewne "zmiany w podaży", bo młody dostaje już różne owoce od jakiś trzech tygodni, więc jest już pewna eliminacja, ale na jakieś większe konkrety brak mi motywacji. Okazjonalnie też pije butlę. Czasami z większym, czasami z mniejszym sukcesem, ale ogólnie oceniam to dobrze, choć osoby, które z nim zostawiały się skarżą;-) srele morele. I tak jak po karmieniu zuzy butlą, byłam dość sceptyczna, co do cyca i swojego uwiązania, to teraz muszę przyznać, że wygodnictwo mnie przerasta. No i ta kasa. W dobie kryzysu dość znaczący argument.
Ale cóż będzie stopniowa redukcja etatów w mleczarni, bo pani prezes szuka innych szans rozwoju.
Muszę przyznać, że owo zamykanie przychodzi mi jakoś opornie i nie umiem się do niego zabrać definitywnie. Ten brak mojego zaangażowania wynika głównie z mojego wygodnictwa. Bo nie trzeba myć butelek, przyrządzać mleka, pamiętać, żeby zawsze było kupione, no i te finanse. Oszczędność jest i to dość wymierna. Jedyny szkopuł "matki- mleczarni" to to, że zawsze musi być w zasięgu. Bo jem wszystko, więc wyrzeczenia były tylko przez pierwsze trzy tygodnie.
Zamykanie jest motywowane głównie tym, że trzeba powrócić do świata aktywności zawodowej, a w związku tym warunek ciągłej dostepności będzie zachwiany. Ale jakoś weny do tego zamykania naprawdę nie mam. Zaczęłam już powoli likwidować pewne "zmiany w podaży", bo młody dostaje już różne owoce od jakiś trzech tygodni, więc jest już pewna eliminacja, ale na jakieś większe konkrety brak mi motywacji. Okazjonalnie też pije butlę. Czasami z większym, czasami z mniejszym sukcesem, ale ogólnie oceniam to dobrze, choć osoby, które z nim zostawiały się skarżą;-) srele morele. I tak jak po karmieniu zuzy butlą, byłam dość sceptyczna, co do cyca i swojego uwiązania, to teraz muszę przyznać, że wygodnictwo mnie przerasta. No i ta kasa. W dobie kryzysu dość znaczący argument.
Ale cóż będzie stopniowa redukcja etatów w mleczarni, bo pani prezes szuka innych szans rozwoju.
niedziela, 7 października 2012
czwartek, 4 października 2012
off we go
czyli zaczniemy standardowo od pogody. Jaka jest każdy widzi, jaka była?- taka jak zazwyczaj o tej porze roku na Balearach (prawda, że brzmi dumniej niż Majorka;-)) czyli raz słońce, raz chmury, raz deszcz, raz wiatr, raz bezwietrznie- ogólnie zmiennie, ale jeszcze ciepło, choć nieupalnie.
dzieci- no cóż, główny ich wada polegała na tym, że nie zasypiały synchronicznie. Jak zasnęło moje dziecko A. to dziecko A nie moje, zasnąć nie chciało i rzucało fochy, co budziło mojego Antona. Jak z kolei zasnęło dziecko A. nie moje, to dziecko Z. zaczynało się bawić i budziło to które zasnęło. I tak w kółko. Raz, owszem stał się cud i wszystkie dzieci spały w synchronie jakieś pół godziny. Zawsze coś. Najgrzeczniejszym dzieckiem okazał się mój syn!!jupii, który potwierdził się być towarzyskim, czyli jak wokół się dzieje i non stop gadają to jemu się podoba. Zuza jak to Zuza jest hałaśliwa, ale w końcu muszę ją trochę usprawiedliwić, bo tak namnożyło się tych małych dzieci, w stosunku do których Zuza jest starsza i przez to chyba zaczęliśmy zapominać, że ona przecież też jest jeszcze dzieckiem, które się uczy, krzyczy i nie rozumie, nie przetwarza wszystkiego tak jak my pomimo swojej wrodzonej i niezaprzeczalnej inteligencji.
PS. Taki krótki dialog na potwierdzenie inteligencji mojej Zu.
Ugryzło ją coś.
Ja: Pewnie zasmakowałaś tej mrówce skro cię ugryzła.
Zuza: Ale nie mogę jej smakować przecież ja mam pełno bakterii.
i na koniec my- matki blogerki. Co tu dużo o nas mówić- jesteśmy tak zarąbiste, i tak wspaniałe, że szkoda zbędnych słów na opisywanie naszych zalet- zarówno tych matczynych, jak i tych kobiecych. Więc daruję sobie opisywanie sobie tego, jak genialnie wszystko ogarniałyśmy, jak tryskałyśmy energią, humorem i profesjonalizmem w kwestiach wychowawczych. I niech nikt nam nie zarzuci, że miałyśmy mi pomoc w postaci babć, i wcale nie jest prawdą, że chodziłyśmy spać o 21, w porywach 21.30. I tak jesteśmy najlepsze wśród najlepszych w blogującej sferze;-)))
podsumowując -plan jest taki za rok Grecja, zdecydowanie w tym samym składzie- ojcowie, dziadkowie, kochankowie, niech się organizują sami, bez nas, mogą sobie wziąść dzieci na pociechę, a my z naszego zlotu robimy "nową świecką tradycję".
Subskrybuj:
Posty (Atom)
prezent
był wrzesień 2008 roku. To było pierwsze badanie USG w 11 tygodniu. Rutynowe. Okazało się, że przezierność karkowa jest przekroczona znaczni...
-
był wrzesień 2008 roku. To było pierwsze badanie USG w 11 tygodniu. Rutynowe. Okazało się, że przezierność karkowa jest przekroczona znaczni...
-
To nie była łatwa ciąża. W 11 tygodniu okazało się, że Zuza ma bardzo dużą przezierność karkową. Potem doszła jeszcze cystic hygroma, czyli...