sobota, 28 lutego 2015
mistrzyni animacji
gdyby ktoś z was potrzebował wspaniałego pomysłu na urodziny dla dziecka i chciał w tym celu wypożyczyć sobie "najlepszą panią animatorkę" to się polecam . Z każdą kolejną imprezką straty są coraz mniejsze, a sprzątanie " po" zajmuje już tylko 30 minut.
piątek, 20 lutego 2015
szósty rok
za nami rodzicami. Refleksja dla nas: czas ucieka, dziecko mimo, że mniejsze od innych to dla nas już takie duże, że aż za ciężkie na kolana; refleksja dla dziecka: mamo wszyscy życzyli mi zdrowia. I dobrze, bo zdrowie jest najważniejsze, ale nikt nie życzył mi pomyślności. Wartek (czyli Bartek) życzył mi kasiory, a dziewczyny dużo koleżanek. Życzeniem przy zdumchiwaniu świeczki, bo ostała się tylko jedna takie niedopatrzenie z matczynej strony, był.... Pies. A na torcie był koń, zgodnie z życzeniem. A teraz jestem matką 6 letniej Zuzy.:-)
piątek, 13 lutego 2015
aspen dla najlepszych
ZU żyje we własnym świecie, podejmuje swoje decyzje, wyznacza swoje drogi. I tak po 4 dniach przekonywania, w ostatnim dniu pobytu stwierdziła, że jednak chce jeździć, umie jeździć i będzie jeździć. Ja za tym dzieckiem nie nadążam- dosłownie i w przenośni. Wymiękam po tych prawie 6 latach. Jak postanowiła tak zrobiła. Założyła narty zaliczyła najpierw mały wyciąg do nauki, gdzie jeździła w "salonie" , potem był wyciąg większy i orczyk, potem już całkiem spory orczyk, a na koniec kanapa. Ze stoku trzeba było ją ściągać siłą, a na kolejne narty wybiera sie za tydzień.
czwartek, 12 lutego 2015
środa, 11 lutego 2015
aspen na miarę naszych możliwości
śnieg jest, sprzęt jest, brak tylko chęci córki do jeżdżenia, która bez ojca nie chce podjąć próby. No i jeszcze przydałaby sie opiekunka dla syna, który albo chce żeby go ciagnąć albo sam ześlizguje się w dół , co bywa njebezpieczne w momencie gdy córkę staram sie przekonać do "jednego przynajmniej" zjazdu. Nie wspomnę już o ciągnieciu pod górę po śnieżnej chlapie 30 kg swojego szczęścia. Co chwilę słysząc chcę być z tyłu, a ja z przodu i na odwrót. Z braku miłości do nart u córki w międzyczasie zrodziła się wielka miłość do psów, w związku z czym przygarnia wszystkie wiejskie kundle, które człapią za nami cały czas. Każdy ma takie aspen na jakie zasłużył, a że nie chodzę na siłję na co dzień to tu nadrabiam zaległości na bicepsie.
czwartek, 5 lutego 2015
dobra rada- żelatyna
Patrząc na zachowanie swoich dzieci i moją irytację w miejscach publicznych dochodzę coraz częściej do przekonania, że jestem matką średnią. Coś mi nie wychodzi, ale ja dalej nie wiem co i to jest ten ból największy przeszywający moje nieporadne matczyne serce. Ale nie czas na wyleziewy żali, ana żelatynę.
Kolejne wyjście do sklepu i kolejna porażka, można by rzec przywykłam. Karta w terminalu Antek demoluje półkę z soczkami, a Zuza z rykiem na ustach krzyczy, że mam jej kupić żelki gąsienice. Po tym jak do wózka wpakowali już soczki, ciasteczka, jogurty, a mieliśmy tylko wziąć chleb. Więc tłumaczę córce, że nie po to przyszliśmy, że wzięła już ciastka i to wystarczy. Ale argumenty nie działąją. Nagle olśnienie- te żelki to sama chemia, trucizna. Przynieś opakowanie to ci udowodnię. Zuza pobiegła po żelki. Odwracam i patrzę cóż tam jest w składzie, dokonując drobnej selekcji i czytam wybrane składniki: E411, kwas mlekowy, kwas cytrynowy, barwniki, żelatyna wieprzowa. Chcesz jeść żelatynę wieprzową? Zuza (przeciwniczka mięsa, wyłączając kotlet i spaghetti bolognese): Nie fujjj, ble. I odniosła grzecznie żelki.
Czytając w jej oczach śmiem twierdzić, że z żelkami mam spokój na jakiś czas, obraz żelatyny wieprzowej będzie jej migotał przed oczami za każdym razem jak spojrzy na żelki. A ja odczytuję to jako jeden z nielicznych sukcesów rodzicielskich, z którym z pełną dumą się zwami jako przyzwoita, udzielająca porad blogerka dzielę!!!
Kolejne wyjście do sklepu i kolejna porażka, można by rzec przywykłam. Karta w terminalu Antek demoluje półkę z soczkami, a Zuza z rykiem na ustach krzyczy, że mam jej kupić żelki gąsienice. Po tym jak do wózka wpakowali już soczki, ciasteczka, jogurty, a mieliśmy tylko wziąć chleb. Więc tłumaczę córce, że nie po to przyszliśmy, że wzięła już ciastka i to wystarczy. Ale argumenty nie działąją. Nagle olśnienie- te żelki to sama chemia, trucizna. Przynieś opakowanie to ci udowodnię. Zuza pobiegła po żelki. Odwracam i patrzę cóż tam jest w składzie, dokonując drobnej selekcji i czytam wybrane składniki: E411, kwas mlekowy, kwas cytrynowy, barwniki, żelatyna wieprzowa. Chcesz jeść żelatynę wieprzową? Zuza (przeciwniczka mięsa, wyłączając kotlet i spaghetti bolognese): Nie fujjj, ble. I odniosła grzecznie żelki.
Czytając w jej oczach śmiem twierdzić, że z żelkami mam spokój na jakiś czas, obraz żelatyny wieprzowej będzie jej migotał przed oczami za każdym razem jak spojrzy na żelki. A ja odczytuję to jako jeden z nielicznych sukcesów rodzicielskich, z którym z pełną dumą się zwami jako przyzwoita, udzielająca porad blogerka dzielę!!!
poniedziałek, 2 lutego 2015
inne dzieciństwo
Subskrybuj:
Posty (Atom)
prezent
był wrzesień 2008 roku. To było pierwsze badanie USG w 11 tygodniu. Rutynowe. Okazało się, że przezierność karkowa jest przekroczona znaczni...
-
był wrzesień 2008 roku. To było pierwsze badanie USG w 11 tygodniu. Rutynowe. Okazało się, że przezierność karkowa jest przekroczona znaczni...
-
To nie była łatwa ciąża. W 11 tygodniu okazało się, że Zuza ma bardzo dużą przezierność karkową. Potem doszła jeszcze cystic hygroma, czyli...