stolica Austrii chodziła nam po głowach od roku. Teraz nadarzyła się okazja, zebraliśmy się w sobie i pierwszy raz w jednej walizce ( to mój osobisty sukces) wyruszyliśmy na podbój kolejnej europejskiej stolicy, realizując nasz niby- plan życiowy- szlakiem stolic. Był to weekend z 35 stopniowym upałem, dość licznymi przekleństwami pod nosem, bo upał plus zaliczenie wszystkiego, co się chce w bardzo ograniczonym czasie w obecności dwóch mało subordynowanych kurczaków, własnych, jest dość kłopotliwe. Tym bardziej, że jak zwykle plan wycieczki powstawał chaotycznie, głównie z moimi gderającymi przygotowaniami, jako że ojciec dzieci wsiada i jedzie, jest z tych mało angażujących się w fazę planowania. Pomimo jednak tych małych niedogodności i kilku fochów matki: że to ostatni raz szukam noclegów, że nie chce słuchać pytań, a gdzie jes to, a gdzie tamto, jakbym była jasnowidzem, a nie zwykłą " tylko matką" , Wiedeń nas zaskoczył pozytywnie, towarzystwo było wytrwałe i dało radę, więc może i momentami sprawialiśmy wrażenie jakby walec po nas przejechał, to jednak w ostatecznym rozrachunku zdecydowanie polecamy wiedeński walc- w trzy dni daje radę. A że słońce, biały kamień, barok, to dużo oglądania... Bitte
Zu w fatannie , jak bym widziala moja Pyze :)
OdpowiedzUsuńAle selfi z plaza w tle mnie powalilo ! HahahHa
A to nie było selfie, ze tez na to nie wpadłam, żeby sobie takie zrobić. Mówilabym, że to Malediwy. Następnym razem;-) a fontanny zaliczyli wszystkie, ale to juz tradycja
Usuń