Kiedyś już pisałam, o tym jak relatywnie można odbierać każde 5 minut swojego życia. I jak wyglądają moje pięciominutówki. Dziś bohaterem nadal jest 5 minut, tylko tym razem z innej perspektywy- mianowicie było to 5 minut bez mojego mówienia "nie wolno" i kontrolowania, co dokładnie robi Zuza. Efekt był porażający! Moje odczucia też, bo najpierw myślałam"jesus, nie chce mi się tego wszystkiego układać", za chwilę pojawiła się myśl "adam nas zlinczuje za to, że jego rysunki, dokumenty są na podłodze, na szczęście nie potargane", ale później pojawiło się" Zuza się nudzi, coś robić musi, przynajmniej była cicho i nie ciągnęła mnie za rękę, że mam się z nią bawić,więc super!". Mój dzień polega głównie na układaniu tego, co zuza narozwala, po to, żeby znowu mogła to rozwalić. Uroczo!Opanowałam sztukę chowania, składania na miejsce kilku rzeczy naraz, po drodze. Zawsze wtedy czuję się jak pani bibliotekarka, która musi odłożyć na miejsce książki przyniesione przez czytelników. Najważniejsze to znaleźć we wszystkim jakiś sens,a w moim układaniu sens jest bardzo głęboki, a nawet za głęboki, bo coś mi się zdaję, że mało go rozumiem, ale wiem, że jest;-)Mija 5 minut idę składać...się do łóżka;-)
No więc wydaje mi się, że Zuzia ma porządki po tobie Kate:). Fajna grzywka:)
OdpowiedzUsuńTEGO TYPU PORZĄDKI ZUZKA ODZIEDZICZYŁA ZDECYDOWANIE PO RADZIMSKICH :-)))
OdpowiedzUsuń