dzieci są jak gówno, lepiej ich nie ruszać póki nie śmierdzą!
A w szczegółach, kiedy dzieci się "jako tako" bawią, nie wrzeszczą aż tak, że pękają bębenki w uszach twoich i sąsiadów, ewentulanie kiedy sąsiad z dołu lub z góry nie stuka w kaloryfer, żebyście zatkali wasze pociechy- to nie należy ingerować.
Nie należy im wtedy zadawać pytań, chwalić, zapraszać do stołu. W ogóle nic nie wolno. Można podglądać zza drzwi w co się bawią albo o czym konwersują, ale za żadne skarby nie można się włączać i w jakikolwiek sposób ingerować. Każda bowiem ingerencja kończy się wybuchem bomby z opóźnionym zapłonem i od nowa masz krzyk, wrzask, płacz, wzajemne wyrywanie włosów i ogólny stan klęski żywiołowej, więc lepiej cieszyć się chwilą, nie myśleć, co będzie potem, nie zastanawiać się i nie analizować, tylko chłonąć całym sobą to, co cię otacza, póki nie śmierdzi;-)
PS. Cieszę się niezmiernie z tego postu, choć nie wiem, jak ocenicie jego jakość, ale dla mnie to osobiste przełamanie, bo miałam kryzys twórczy. Wszystko, co zaczynałam pisać wydawało mi się pozbawione sensu i lądowało w kopiach roboczych. Więc jestem z siebie dumna, że w końcu coś mi wpadło. Może teraz będzie znowu z blogowej górki. Bo dół jaki mnie ogarnął w związku z prowadzeniem bloga był dość duży, ale chwilowe czuć wiosnę!
Czuc czuc i to bardzo ta wiosne!
OdpowiedzUsuńSwieta prawda z tym gownem... ja tez nie tykam, bo czasami nie mam sily na smrod ;)
PS Uwielbiam Twoje posty tego typu!
Ależ mi lżej:-) 100 kilo mniej
UsuńNo i ja powoli przychylam się do stwierdzenia owego ;)
OdpowiedzUsuńA już prawdziwe wniebowzięcie jest, gdy owe dzieci śpią !!!
porównanie godne wieszcza! :)
OdpowiedzUsuńtyle w tym prawdy!
OdpowiedzUsuńKryzys twórczy... hmm skąd ja to znam, aż nagle przychodzi dzień kiedy siadasz i piszesz i nawet nie wiesz kiedy notkę masz gotową ;)
OdpowiedzUsuń