ten jest sfrustrowaną matką, co by sobie chętnie poleżała jeszcze w łóżku, przekulała się z lewego boku na prawy, bo na zegarku dopiero 5. Ale ta matka musi wstać, bo dziecko A. już (tradycyjnie) wstało.
No to lecimy z tym koksem.
Dziecko A. wstaje jak szwajcarski zegarek między 5 a 6. Dni kiedy wstał o 7 można by policzyć na palcach jednej, no dobra dwóch rąk, czyli licząc, że ma 10,5 miesiąca to wcale ich tak dużo nie było. Jego regularność jest tak zaskakująca, że raz gdy pospał do 7 to zaspaliśmy wszyscy, bo matka się nie zbudziła, bo syn jej nie zbudził. No to już niezadowolenie z powodu przedwczesnego wstawania mamy za sobą. Frustracja narasta, bo uwaga!!budzik taty dzwoni dopiero o 7.10. Do tego czasu przewala się z jednej strony na drugą i jeszcze rzuca fochami, że go z Antkiem budzimy. Do 7.10 dziecko A. już jest ubrane, matka jest już ubrana i dziecko Z. jest budzone. Tu kolejny punkt- krzyk. Wcześniej przy ubieraniu drze się dziecko A., a do tego ucieka, więc łapię każdą jego kończynę i klnąc na przemian, licząc do 10 łapię go po całym łóżku, później wrzeszczy dziecko Z. , bo nie che wstać, nie chce ubrać tej bluzki tylko inną, nie chce ubrać spodni, tylko spódniczkę, nie tą spódniczkę tylko tamtą. Potem jest rozczesywanie włosów, siłowa próba grzebienia. Kolejny punkt pertraktacje - czy może zabrać śnieżkę,czy lewka, czy kucyka.
Działamy dalej. Pakujemy kanapki, zabieramy laptopa, ogarniamy siebie nawzajem.
A tymczasem tata leniwie wstaje idzie pod prysznic. Zamyka drzwi na zamek, pluska się około 15 minut. Potem ubranie 5 minut i około 7. 30 stojąc ubrany przy drzwiach komunikuje, że jest gotowy. A matka wypluwa ostatnie resztki przyzwoitości i porannej cierpliwości.
Na szczęście udaje się nam wsiąść do auta i jak zwykle na ostatnie minuty rozwieść towarzystwo po żłobkach, przedszkolach i zdążyć do pracy minutę przed ósmą. Cud. Wchodzę do sali, ściągam kurtkę i patrzę a tu glut na rękawie od swetra, glut na nogawce. To by było tyle ze strat. Ale podobno nikt oprócz mnie tego nie widzi;-)
I tak codziennie!!!
Hihi fajnie , a co w weekend ? ;)
OdpowiedzUsuńw weekend jest to samo tylko nie pakujemy się do auta i tata śpi dłużej gdzieś do 10;-)
Usuńa kiedy do 10 śpi Mama?
UsuńDobre sobie
UsuńTwarda z Ciebie sztuka, tyle Ci powiem ;)
OdpowiedzUsuńw życiu trzeba być twardym, a nie miętkim
UsuńMi też się trafił poranny ptaszek. Przebudzenia i ranne godziny wyglądają podobnie, na szczęście mr Tata się bardziej stara i przygotowuje nam wszystkim śniadanko.
OdpowiedzUsuńbrawo!
UsuńMoja do niedawna miała nocne przerwy w spaniu.
OdpowiedzUsuńJak kiedyś przespała noc to biegłam rano co sił w nogach do łóżeczka żeby sprawdzić czy żyje.
antek też ze dwa razy krzyknie w nocy. Przy czym od tygodnia raz dostaje mleko, a raz smoczek i śpi dalej. No i muszę dodać, że on pada o 18- 18,30.
UsuńAh takie właśnie są uroki macierzyństwa.
OdpowiedzUsuńI masz rację : twardym trza być nie miętkim.;D
I Ty taka właśnie jesteś, pozdrawiam.
och tak, mężczyzna, mąż, ojciec to złota instytucja :P
OdpowiedzUsuńchodzacy spokoj i zawsze wyrobiony ;)
znam to dobrze ,ten męski spokój ,a ja w tym momencie bym go zabiła:)
OdpowiedzUsuńskąd ja to znam! u nas całkiem podobnie, tylko tyle że z jednym dzieckiem... więc pewnie troszkę łatwiej ;-)
OdpowiedzUsuńHa! Ci mężczyźni chyba po prostu tak mają... u nas tak samo ! Ostatnio udało nam się pospać nawet do 9 ! Okazało się, że dzień jakby o 10 godzin krótszy i na nic nie starcza czasu! Po 9 miesiącach macierzyństwa zupełnie sobie nie radzę wstając o przyzwoitej porze! ;) Pozdrawiamy ciepło i będziemy zaglądać częściej! :):)
OdpowiedzUsuńFaceci są z kosmosu!
UsuńKasia jesteś niesamowita.
OdpowiedzUsuń:-)się wzruszyłam
Usuń