Niby banalna rzecz. Ot zwykłe wyjście z domu, ale dzisiejszy dzień natchnął mnie do tego, aby spojrzeć na sprawę nieco filozoficznie. Przeanalizować różne jej aspekty.
Po pierwsze jest różnica pomiędzy wyjściem kobiet i mężczyzn. I nie chodzi tu bynajmniej o to, że jedni wychodzą po angielsku,a drudzy jak Zabłocki na mydle. Otóż tata wstaje, przeciąga się, wchodzi pod prysznic, narzuca pierwszy czysty t-shirt z szafki, potem buty i mówi jestem gotowy, wychodzę.
Mama wstaje, musi przygotować śniadanie, ogarnąć wszystko i wszystkich wokół, potem wziąć prysznic, ubrać coś. No właśnie coś, stoi przed szafą i duma, czy spodnie, czy spódniczkę, czy kolczyki, czy bransoletkę, jak już dokona tych strategicznych wyborów, to musi coś zjeść.
Jeżeli owa mama ma jeszcze dzieci to sprawy się jeszcze bardziej komplikują, czyli kolejna różnica, między mamami, a nie mamami. Jeżeli tych dzieci jest jeszcze więcej sztuk niż jeden to komplikacje się multiplikują. Bo do ogarnięcia oprócz siebie samej, co już jest nie najprostsze, dochodzą jeszcze dzieci. W czasie kiedy dziecko A jest gotowe, dziecko Z jest przygotowywane, tylko zanim dziecko Z jest ubrane, dziecko A jest już "obrzygane". Z kolei przebieranie dziecka Z wiąże się z tym ,że dziecko Z pije, bo pije jak smok wawelski, i się poleje komentując to: to wyschnie. I rzeczywiście najczęściej wysycha bez większych efektów, bo nauczona doświadczeniem preferuję wodę, ewentualnie wodę z sokiem, bo wtedy wysycha bez plam;-) więc dzieci ogarnięte, już przy drzwiach, jeszcze trzy powroty dziecka Z po zabawkę, najpierw Barbie, potem simba, potem torebka, potem kucyk, w końcu jest wybrane, więc można wychodzić. ( Kiedy jest przy tym tata, to różnicy większej nie ma, bo tata, pamiętamy, jest już dawno gotowy i czeka na nas przy drzwiach, przeglądając neta na komórce, każda chwila musi być wykorzystana;-)). Dziecko A na ręce prawej, dziecko Z za rękę lewą ( tu obecność taty pomaga bo prowadzi dziecko Z) na ramieniu dwie torby- ta z foremkami, i ta z gadżetami niezbędnymi. Potem jeszcze wytargać wózek i już sukces wyszliśmy jesteśmy na dworze. robimy trzy kroki, dosłownie trzy i dziecko Z komunikuje: chcę kupę!!!a prosiłam, a mówiłam Zuzia załatw się przed wyjściem, ale wtedy jej się nie chciało, przejście po schodach sprawiło cuda i nagle jej się zachciało- tak powiedziała. Trudno, targać się nie będziemy z powrotem, bo już dokonałyśmy kolejnego męczącego wyjścia, więc kupa była pod drzewem w parku.
Tak więc wyjście oprowadza mnie do szału!!Samo bycie już "na zewnątrz" lubię, ale samo wydostanie się, napawa mnie o drgawki.
Kolejne różnice wiążą się z wyjściem rodzinnym a indywidualnym. rodzinne opisałam mniej lub więcej powyżej. Natomiast indywidualne też nie jest łatwe. Głownie znów z perspektywy mamy, bo tata nie ma z tym problemu, wykonuje swoje, opisane powyżej, czynności i po prostu idzie. Mama z kolei ma problemy związane z przygotowaniem siebie, a do tego dochodzi jeszcze pozostawienie dyspozycji tacie, ogarnięcie dzieci na takim poziomie, żeby tata po wyjściu dał sobie radę. Przygotowanie herbatek, deserków i innych gadżetów. Przekazanie wszystkich niezbędnych instrukcji...i można wychodzić. Dzisiejsze dopołudniowe wybitne problemy z wyjściem, apotem już przygody w trackie bycia "na zewnątrz", ale już nie będę się rozwodzić, spowodowały , że wymiękłam, padłam, rozpłakałam się i stwierdziłam, że dość!! wyszłam pierwszy raz od dwóch miesięcy sama!!!Bez dziecka A, bez dziecka Z, bez nikogo. Siedziałam na ławce w parku, łaziłam po parku bez celu, wypiłam kawę,wydzwoniłam do wszystkich, odmożdżyłam się. Zadzwoniłam po godzinie, wróciłam po trzech. Było warto. Po powrocie cała pozostawiona trójka żyła, co prawda tata miał "obsrane" gacie i biegał w majtach, w końcu dziecko A ZROBIŁO KUPKĘ;-)))ale żyli, to najważniejsze. Pierwsze koty za płoty, teraz wyjścia indywidualne mamy będą już z górki.
Tak więc wyjść trzeba- czasami gromadnie, czasami samotnie, a czasami trzeba wyjść po prostu z siebie, żeby potem triumfalnie powrócić z tarczą, a nie na tarczy;-)
A u nas taka ciekawostka , to mama i pyza czekaja gotowe przy dzwiach na tate !
OdpowiedzUsuńPs. A wyjsc czasem trzeba , koniecznie , zwlaszcza samej ;)
ohh moja Droga :-) nie ma lekko z takim chłopem jak mój Brat :-)) mój P. z resztą nie jest lepszy haha :-) po porostu za bardzo przyzwyczajamy facetów do tego, że wszystko im przygotowujemy, podajemy pod nos, tłumaczymy jak zrobić to czy tamto dla dziecka itd... a oni tak czy siak nas nie słuchają i robią wszystko po swojemu! A my potem szalejemy w stresie...BO CI MÓWIŁAM, BO PRZYGOTOWAŁAM, BO PODAŁAM POD NOS....
OdpowiedzUsuńZ jednej strony to trzeba najprościej w świecie olać sprawę, wyjść bez odwracania się za siebie.... a oni tak czy siak przeżyją...to nic, że obsrani, posikani, głodni ....przeżyją!!! ;-)) Chooooooć z drugiej strony to stres Cię i tak pewnie nie ominie, bo potem to całe sprzątanie i pranie spadnie na ciebie... :-)) HAPPY DAYS!!!!
No mówiła, że przeżyją, tyle tylko, że obstawiałam iż dziecko Z będzie przed TV oglądało bajkę a dziecko A będzie się bujało w huśtawce natomiast to starsze dziecko A o pseudonimie operacyjnym TATA będzie na no niech zgadnę... NECIE:))). Ale widok "TATY" w "obsranych" gaciach musiał być bezcenny!!!!!
OdpowiedzUsuńno ja jestem bardzo ciekawa jak to będzie u nas, jeżeli chodzi o komórkę taty, to korzysta tuż po przebudzeniu, siedząc na toalecie, w trakcie posiłków, a nawet chodząc po mieście :) tak czy inaczej zapowiada się fascynujący okres w życiu :)
OdpowiedzUsuńCo di komórki jest tak samo!a będzie właśnie fascynujaco;-)
UsuńSuper wpis!!!! Ja też wychodzę z dwójką najczęściej bez M bo on w pracy... samych ich też czasami zostawiałam jak leciałam na zakupy ;P Po godzinie był telefon o której będę..
OdpowiedzUsuń