powróciło do mnie dobrodiejstwo interntu, tej wszechogarniającej papki, bez której żyć łatwiej i tudniej jednocześnie. W międzyczasie przestudiowałam całą prasę dostępną na szpitalnym oknie: od dnia budyniu, przez wielkanocne pasztety z żurawinami, kryzys eknonomiczny i podwyżke cen ropy, żalę Kaczyńskiego po ból Dody po rozstaniu i wszystkich kolejnych partnerów Kingi Rusin. Głowa mnie zaczęła boleć. Wniosek jest eden poziom tekstów jest na tyle żenujący, że warto je czytać raz na sto lat, kiedy przez przypadek wyląduje się w szpitalu.
Ad meritum.Net wrócił, ale wróciła też cała moja niecierpliwość i zdążyłąm w przeciągu pół godziny przestudiować wszystkie wątki związane z moim obecnym problemem i głowa rozbolała mnie jeszcze bardziej. A miałam nie zaglądać, nie czytać, zdać się na los i czekać na wyjście do Opuncji. Tęsknie za moim groszkeim strasznie i to chyba jeszcze bardziej powoduje, że nie odnajduje harmonii pomiędzy byciem pacjentem ( z ang. patient) i byciem cierpliwym ( z ang. patient). Ta homografia i homofonia w języku angielskim nie jest bezpdostawna, bo kluczem w byciu pacjentem jest bycie cierpliwym....i to bardzo.
Ze mnie żaden "angielski pacjent" i bardzo chciałabym, żeby moja fasolka zadeklarowła, co postanawia każdą decyzję przyjmę z honorem i godnie, a co zrobię później to już osobna historia.
No cóż Patient nie patient będzie dobrze:)). Trzymajcie się z fasolką:)).
OdpowiedzUsuń